poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział IV

Zanim przeczytacie rozdział, muszę Was uprzedzić o troszkę ostrej scenie erotycznej. Wiem, powinnam była podać przedział wiekowy, ale zapomniałam :P Mam nadzieję, że nie będziecie na mnie o to źli :D Ok, żeby nie przedłużać, zapraszam do czytania!


Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Rzucałam się po łóżku i biłam z myślami, które nie dawały mi spokoju. Miałam złe przeczucia. Nie wiedziałam do czego mógł być zdolny Kol. Zrobił coś temu Damonowi? W jakim przyjdzie nastroju? Znowu mnie uderzy? A może zabije? Wyrzuci na bruk? Ciągłe zamartwianie i przychodzące myśli nie pozwoliły mi się odprężyć i zasnąć. Oblewał mnie na zmianę, zimny i ciepły pot. Energicznym ruchem zsunęłam z siebie satynową kołdrę i wstałam z łóżka. Podeszłam do okna, oparłam ręce o parapet i patrzyłam przed siebie. Czekałam na jego powrót? Nie, nie. Chciałam, żeby wrócił jak najpóźniej, albo najlepiej w ogóle. Przeczesałam ręką spocone włosy i chodziłam w kółko po pokoju. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał kwadrans po 4. Po jakimś czasie udałam się do łazienki, żeby spłukać z siebie wszystkie zmartwienia. Zimny prysznic, trochę ukoił moje nerwy. Zrobiło mi się sucho w ustach, więc zarzuciłam na siebie czerwony szlafrok i poszłam do kuchni. Przechodząc przez długi korytarz, podziwiałam piękno jego wnętrza. Nagle usłyszałam jakieś rozmowy, dochodzące z jakiegoś pomieszczenia. Zauważyłam, że mój słuch był wyostrzony. Kolejny atut bycia wampirem- pomyślałam. Dokładnie słyszałam, każdy najmniejszy szept. Może to była jego służba? Postanowiłam to sprawdzić i udałam się do pomieszczenia, skąd dochodziła rozmowa. Cicho zapukałam do drzwi i lekko je uchyliłam. Spojrzenia zebranych, zostały zwrócone w moją stronę. Wyglądali, jakby się mnie bali? Nie, przecież w ogóle mnie nie znali. Znowu coś sobie uroiłam.
- Panienka…co tu panienka robi?- spytała się łamiącym głosem, starsza pulchna kobieta.
- Ja…byłam spragniona i chciałam się napić wody.- wydukałam. Podeszłam do niej bliżej i wyciągnęłam rękę w jej stronę, w celu przedstawienia się.- Jestem Elena, Elena Gilbert.
- Elena?- zapytała, jakby nie dowierzając moim słowom i dziwnie spojrzała się na mnie. Tak samo, jak ten facet, opierający się o ścianę i przyglądający mi się z wściekłością? Nic z tego nie rozumiałam. Stałam na środku kuchni i zastanawiałam się o czym oni myślą. Co o mnie wiedzą?
- Jeśli to nie problem, naleje sobie wody.- odparłam.
- Nie.- zaprzeczyła kobieta.- Proszę usiąść, ja zaraz panience podam.- wskazała ręką na krzesło, które stało obok stolika. Nie wiele się zastanawiając, spoczęłam na krześle. Sytuacja robiła się coraz bardziej dziwniejsza. Czułam się nieswojo i obawiałam się ich. Po ich spojrzeniach, mogłam wywnioskować, że chociaż mnie nie znają, uważają mnie za wroga. Musiałam coś z tym zrobić i nawiązać z nimi konwersacje.
- Nie mieliśmy się okazji poznać.- zaczęłam, żeby zakończyć niezręczną ciszę.- Jestem tu od niedawna, oprócz Kola nikogo tu nie znam. Jestem jego znajomą i…
- Jesteś wampirem. Wszyscy wiedzą kim jesteś.- stwierdził mężczyzna, chodząc nerwowo po pomieszczeniu.- Przestań udawać! Powiedz, po co tu przyjechałaś? Czego od nas chcesz? Nie wystarczy ci, że zabiłaś naszego jedynego syna, tylko dlatego, że miałaś taki kaprys. Jesteś żałosna, nie mogę na ciebie patrzeć.
- Henry, uspokój się.- powiedziała łagodnym głosem kobieta.- Chcesz podzielić jego los. Nie denerwuj jej, nie chce zostać sama.- pogłaskała go po ramieniu i spojrzała się na mnie błagalnym wzrokiem.
- Przepraszam, ale ja nikogo nie zabiłam i nie mam pojęcia o czym państwo mówią.- odparłam szczerze i upiłam spory łyk wody.
- Ty to masz tupet.- warknął.- Myślisz, że zmianą tożsamości i fryzury wzbudzisz w nas litość i będziesz robiła z nas idiotów?
- Ja naprawdę niczego nie zrobiłam.- szepnęłam.- Nie wiem, o kogo wam chodzi?
- Ty bezczelna…- już miał mi wymierzyć policzek, ale ubiegł go Kol, który nie wiadomo skąd się pojawił. Złapał starca za kołnierz i spojrzał się na niego z wściekłością.
- Tknij ją jeszcze raz, a utnę ci rękę i wsadzę do gardła!- wykrzyczał mu w twarz.- Nikt oprócz mnie, nie może jej obrażać i bić, rozumiesz głupcze?
- Panie, ale przecież to jest…
- Chuj mnie to obchodzi, co sobie o niej pomyślałeś!- rzucił nim o ścianę.- W tym domu, ona jest moim gościem, a ty tylko zwykłym ogrodnikiem, więc zniknij mi z oczu, bo nie ręczę za siebie. Weź się lepiej do roboty.
Przyglądałam się całej sytuacji z zaciekawieniem. Wszystko działo się tak szybko. Pojawienie się Kola, obraza starca i próba uderzenia mnie, a potem wyjście mężczyzny i rzucenie w moją stronę oskarżycielskiego spojrzenia. Kątem oka, zauważyłam jak kobieta opuściła kuchnię ze swoim mężem i pocieszała go, kiedy znaleźli się na korytarzu. Mówili o jakiejś panience Pierce. Kompletnie nie wiedziałam o kogo im chodziło.
- Miałaś siedzieć w pokoju.- wysyczał Kol, przez zęby.
- Zaschło mi w gardle.- odparłam spokojnie.- Chyba mogłam iść się napić. Siedzę przez cały czas w pokoju i nawet nie można mi się z niego ruszyć? Robię wszystko co mi każesz i jeszcze jest źle.- powiedziałam na jednym wydechu.
- Następnym razem, zostawię cały dzbanek wody w pokoju.- oznajmił.- Chodź. To nie jest miejsce dla ciebie.
- A jakie jest? Siedzenie w klatce?- wstałam i udałam się w stronę drzwi.
- Nie marudź.- burknął.- I tak jestem dla ciebie za dobry. Powinnaś to docenić!- po tych słowach, złapał mnie pod ramię i zaprowadził do pokoju.
- Docenić?- prychnęłam.- Właśnie widzę, jaki jesteś dla mnie dobry.- wskazałam na obolałą rękę, na której zostały ślady jego rąk.
- W ogóle co to za strój?- zignorował moją odpowiedź.- Nie możesz paradować nago po domu.
- Mam na sobie szlafrok, jakbyś nie zauważył.- odgryzłam się.
- A pod spodem, co?- uśmiechnął się ironicznie, po czym złapał za sznurek i go rozwiązał. Szlafrok, opadł na ziemię, a ja próbowałam zakryć rękoma moją nagość. Jaka ja jestem głupia- beształam się w myślach. Mogłam założyć chociaż bieliznę. Kol oderwał moje ręce i bezczelnie przyglądał się moim kształtom. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Momentalnie zrobiłam się czerwona, jak rak i spuściłam głowę na dół. Powstrzymywałam, pojawiające się łzy w moich oczach. Obiecałam sobie, że nie będę płakać, nie będę okazywać słabości.
- Teraz, już jesteś naga.- stwierdził, unosząc brew do góry.- I co my z tobą zrobimy?- podrapał się po brodzie i spojrzał na mnie, jakby oczekiwał ode mnie odpowiedzi.
- Od kiedy, to się pyta więźnia? – powiedziałam, unosząc głowę do góry i patrząc w jego oczy.
- Naprawdę, czujesz się jak więzień?- spytał, zaskoczony.
- A jak mam się czuć?- krzyknęłam.- Całymi dniami tu tkwię, wychodzę tylko z tobą. Nie mogę wyjść sama nawet do cholernej kuchni!
- Uspokój się, kwiatuszku.- podszedł do mnie i pogłaskał po policzku.- Masz. Ubierz się.- podał mi szlafrok, po czym opuścił pokój.
Pospiesznie, wyciągnęłam z szafy jakiś dres i związałam włosy w koński ogon. Nie chciałam być, ani sekundy dłużej naga, czułam się nieswojo. Zdziwiło mnie jego zachowanie. Był trudną osobą. Ten facet, z dnia na dzień coraz bardziej mnie zaskakiwał. Co kilka minut, zmieniał mu się nastrój. Dbał o mnie, nie pozwolił mnie skrzywdzić. Co najważniejsze, mimo wszystko, nie chciał zrobić mi krzywdy. Byłam pewna, że rzuci się na mnie, jak wygłodniały zwierz i mnie zgwałci. A on, co zrobił? Kazał mi się ubrać i znowu zostawił mnie samą w pokoju.

*****

- Gdzie byłeś w nocy?- spytałam, siedząc na ławce w parku i wciągając wiosenne powietrze.
- Nigdzie.- skwitował, odpalając kolejnego papierosa. Mogłam sobie już pomarzyć o moim świeżym powietrzu. Dym tytoniowy, uderzał w moje nozdrza. Nigdy nie lubiłam papierosów. Kiedyś spróbowałam, dla zabawy, ale mi nie podchodziło i szybko z nich zrezygnowałam.
- Ok, nie chcesz, to nie mów.- odparłam, zamykając oczy. Cieszyłam się, że zaproponował spacer. Delektowałam się każdą minutą, spędzoną na zewnątrz.
- Jak długo chcesz tu siedzieć?- spytał, znudzonym głosem.
- Nie wiem. Podoba mi się tu.- powiedziałam, szczerym głosem.
- To mamy problem, bo mi nie.- burknął, zaciągając się papierosem i puszczając dym w moją stronę.
- Czyli, chcesz już iść.- odkaszlnęłam, gdyż chuchnął mi prosto w twarz. Z niechęcią, wstałam z ławki. Jednak, on nie zrobił żadnego ruchu. Nadal siedział jak taki posąg, przyglądając mi się uważnie.
- No, no.- uniósł brew do góry.- Widzę, że robisz się coraz bardziej posłuszna.
- Nie przyzwyczajaj się tak.- odparłam, zadziornie.
- Czy ty ze mną flirtujesz?- w jednej sekundzie, znalazł się przede mną, niebezpiecznie blisko. Wyrzucił niedopałek i uniósł mój podbródek do góry. Wyraźnie czułam jego zapach, nutkę dymu papierosowego i jakiegoś mocnego alkoholu, ale przede wszystkim cholernie drogiej wody kolońskiej. Zakręciło mi się w głowie i próbowałam go wyminąć.
- Zdajesz sobie z tego sprawę, jak mnie pociągasz?- wychrypiał.- Z trudem się dziś powstrzymałem, gdy ujrzałem cię nagą.
- Myślałam, że jesteś na mnie zły.- szepnęłam.
- Byłem.- oznajmił.- Powiedzmy, że mi przeszło.
- Ahaa.- tylko tyle zdołałam powiedzieć.
- Ja ci też nie jestem obojętny.- stwierdził, przybliżając twarz do mojej.
Cholera, jeszcze chwila i mnie pocałuje- pomyślałam spanikowana. Przecież on był potworem, znęcał się nade mną. Jak mogłam teraz mu się oddać? Ale z drugiej strony miał racje, on też mnie pociągał, to było silniejsze ode mnie. Wspięłam się na palcach i delikatnie przejechałam dłonią po jego policzku. Zadrżał pod wpływem mojego dotyku.
- Lubisz mój dotyk.- rzekłam.
- Lubię.- odparł.- Ale nie miałem jeszcze okazji, sprawdzić, czy lubię twoje usta.- uśmiechnął się.
- Zawsze można to zmienić.- powiedziałam pewnym głosem.
Nie wiedziałam co mówiłam i robiłam. W ogóle nie myślałam. Liczył się tylko on i to co miałam zamiar zrobić. Przybliżyłam swoją twarz do jego i musnęłam jego usta, swoimi. Nie musiałam długo czekać na jego reakcje. Przyciągnął mnie bliżej do siebie, jedną ręką trzymał mnie w talii, a drugą wplótł w moje włosy. Całował nieziemsko. Tak zmysłowo i zachłannie. Przejeżdżając językiem po moich ustach, bez zbędnych ceregieli, rozchylił je i wtargnął nim do środka, dokładnie penetrując moje wnętrze. Nie byłam w stanie opisać, co wtedy czułam. Żaden facet, tak mnie nie całował. Mój oddech stawał się coraz szybszy, a w podbrzuszu czułam wspaniałe mrowienie, które go pragnęło z każdą sekundą coraz bardziej. Namiętne pocałunki, przerodziły się w brutalne. Całowaliśmy się z taką wielką pasją i utęsknieniem. Miałam ochotę rzucić go na najbliższe drzewo, rozerwać jego koszulę, scałować każdy najmniejszy fragment jego ciała i bezgranicznie mu się oddać. Kiedy włożył rękę pod moją bluzkę, otrząsnęłam się z tego doznania. Odepchnęłam go od siebie, nadal ciężko dysząc. Podszedł do mnie, ale położyłam rękę na jego torsie, tym samym odsuwając go od siebie.
- Nie.- wyszeptałam.- Chce wracać do domu.
- Rozumiem, ja też nie chce cię przelecieć w miejscu publicznym.-odparł, z chytrym uśmieszkiem.
- Kol.- spojrzałam się na niego.- Przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. To nie powinno było się wydarzyć.
- A ja wiem.- stwierdził.- Jesteś wampirzą dziewicą, która ma swoje potrzeby. Nie martw się, pomogę ci je zaspokoić.- odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy.
- Skąd wiesz, czy tego pragnę?- cofnęłam się od niego.- Zostaw mnie w spokoju.
- Ja mam cię zostawić?- spytał zdziwiony.- Sama mnie pocałowałaś i sprowokowałaś. Powiem ci coś jeszcze, wampiry słyną z tego, że są seksoholikami. Zapamiętaj to sobie na przyszłość, jeśli jeszcze raz będziesz próbowała swoich sztuczek.- skwitował i udał się w stronę domu.- Idziesz?-zapytał, podniesionym głosem.

Stawiałam powolne kroki. Nie wiedziałam co mnie będzie czekać po przyjściu do domu. Będzie oschły? Wściekły? Czy może po prostu będzie mnie traktować jak powietrze? Niepotrzebnie dałam się ponieść emocjom. Ale nie żałowałam tego. Wręcz przeciwnie, chciałam więcej. Tylko, te cholerne sumienie nie dawało mi spokoju. Podpowiadało, że robiłam źle. Powinnam się bardziej trzymać od niego na dystans.

*****

Przeglądałam właśnie jakieś czasopisma, a Kol pił znowu szkocką. W sumie, miałam okazję wczorajszego wieczora ją posmakować i nawet nie była aż taka zła. Zdziwiłam się, że nie zaproponował mi, żebym się z nim napiła. Wzrok miał wbity w ścianę i nic nie mówił. Niepokoiło mnie to, trudno było cokolwiek wyczytać z jego twarzy. Nie wiedziałam nawet w jakim był nastroju. Traktował mnie jak powietrze, tak jakby wcale mnie tu nie było. A co by się stało, jakbym opuściła pokój?- pomyślałam i tak też zrobiłam. Odłożyłam gazetę i pewnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Kiedy złapałam za klamkę, usłyszałam jego wyprany z emocji głos.
- Nawet o tym nie myśl.- mówiąc to, nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Nadal patrzył w jeden punkt i popijał trunek.
- No, w końcu się do mnie łaskawie odezwałeś.- odparłam z ulgą i zajęłam miejsce obok niego.
- Łaskawie?- teraz przeniósł na mnie wzrok.- Nie jesteś jakąś księżniczką, żebym ci usługiwał i robił za klauna, kiedy będziesz smutna.
- Wiesz, że nie o to mi chodziło.- powiedziałam i złapałam go za rękę.- Chciałabym porozmawiać o tym, co zaszło w parku.
- A o czym tu rozmawiać?- wyrwał rękę z mojej, po czym dodał.- Miałaś ochotę mnie pocałować, więc to zrobiłaś. Potem zrobiłaś niewinną minkę i myślałaś, że to wystarczy.
- Uraziłam cię.- szepnęłam.- Mogę?- spytałam, wskazując na karafkę z alkoholem.
- Nie, nie uraziłaś mnie.- wyciągnął, drugą szklankę i nalał mi złocistego płynu.- Ja nie mam uczuć. Niczego nie czuje.- Przyglądałam mu się uważnie i wiedziałam, że kłamał. Widziałam w jego oczach ból i rozczarowanie?- Proszę.- podał mi szkocką.
- Dziękuję.- odparłam, po czym upiłam duży łyk alkoholu. Paliło jak diabli, ale się tym nie przejmowałam. Smakowało mi. Naprawdę.
- Ja..- nie wiedziałam jak złożyć zdanie.
Bałam się, nerwowo pocierałam ręce i opróżniłam jednym haustem, zawartość szklanki. Wzięłam głęboki oddech i do niego podeszłam. Złapałam go za ramię i odwróciłam w swoją stronę. Miałam gdzieś odzywające się sumienie. Ja pragnęłam tego faceta. Zachwycał mnie, a jednocześnie przerażał. Tak bardzo różnił się od poprzednich moich chłopaków. Powiedziałam sobie: „teraz, albo nigdy”.
- Chciałabym spróbować.- rzekłam, patrząc mu w oczy.- Chcę dokończyć, to co zaczęliśmy w parku.
- Jesteś tego pewna?- pogłaskał mnie czule po policzku.- Jeśli się teraz zgodzisz, to nie ma odwrotu. Nie lubię, gdy się mnie zostawia napalonego. Wtedy potrafię być bardzo niebezpieczny.- zniżył głos i wyczekiwał na moją odpowiedź.
- Tak.- powiedziałam cicho.- Nie zmienię zdania.- dodałam pewniejszym głosem.
Poczułam na sobie jego ręce, które odpinały powoli moją bluzkę. Guziczek po guziczku. Cała się trzęsłam, ale nie ze strachu, tylko z podniecenia. Niepewnie wyciągnęłam dłoń w jego stronę i dotknęłam jego torsu. Spojrzałam się na niego i zobaczyłam jego napalony wzrok, wtedy się trochę rozluźniłam i pewniej błądziłam rękoma po jego ciele. Przez koszulkę, czułam jego rozgrzane ciało. Niespodziewanie pocałował mnie i brutalnie, wtargnął językiem do środka. Przyciągnęłam go do siebie bliżej i wplotłam palce w jego włosy. Nie zauważyłam nawet, kiedy zostałam przyciskana do ściany. Kol, zaczął wodzić rozgrzanym językiem po mojej szyi, lekko ją kąsając. Jęknęłam.
- Widzę, że ci się podoba, maleńka.- wysapał między pocałunkami.
- Nie przestawaj.- tylko tyle zdołałam powiedzieć.
Moje ciało, z każdą sekundą pragnęło go coraz bardziej. Szamotałam się z paskiem od jego spodni, kiedy on bawił się moimi unoszącymi się piersiami. Zębami, rozerwał mój stanik i drażnił się moimi brodawkami. Ssał je i przygryzał na zmianę, co doprowadzało mnie do szaleństwa. W przypływie emocji, pociągnęłam go za włosy. On się tylko uśmiechnął i całował mój brzuch. Wiedziałam, że dłużej nie dam rady znieść tej rozkosznej tortury, więc z całej siły popchnęłam go na łóżko i usiadłam się na niego okrakiem.
- Lubię ostre.- uśmiechnął się.- Coraz bardziej mnie zaskakujesz.
- Nie znasz mnie.- odparłam i rozerwałam jego koszulkę.- Nie wiesz na co mnie stać.- posłałam uśmiech i wróciłam do poprzedniej czynności.
Całowałam każdy najmniejszy fragment jego torsu. Wodziłam językiem, od szyi aż do brzucha, zatrzymując się przed gumką od jego bokserek. Widziałam, jak głośno wciągnął powietrze. Postanowiłam się z nim trochę podroczyć. Uwielbiałam dowodzić w łóżku. Zaczęłam moją wędrówkę od brzucha do szyi. Czułam jego napinające się ciało i szybszy oddech.
- Widzę, że lubisz się bawić.- wychrypiał.- Masz racje, nie znałem cię od tej strony. Ale bardzo chętnie poznam.
Czułam jego wbijającą się erekcję w moje udo, kiedy się całowaliśmy. Nie zaprzestając pocałunków, ściągnęłam mu bokserki. Wzięłam go do ręki i poruszałam w górę i w dół. Wampir jęczał w moje usta. Byłam z siebie dumna, że sprawiałam mu przyjemność. Nagle obrócił się ze mną na łóżku i teraz to ja leżałam pod nim. Jednym, szybkim ruchem, pozbawił mnie dolnej bielizny.
- Jesteś, taka wilgotna i gotowa dla mnie.- zamruczał zadowolony, kiedy wsunął we mnie jeden palec. Zaczął stopniowo poruszać nim, zahaczając o moją łechtaczkę. Jęczałam z rozkoszy i wygięłam ciało w łuk, kiedy poruszał coraz szybciej.
Niespodziewanie, rozchylił moje uda i wszedł we mnie energicznym ruchem. Krzyknęłam, kiedy poczułam go w środku, ale to był krzyk rozkoszy. Poczułam w głębi ciała, dziwne uczucie, kiedy się we mnie poruszał. Czułam się tak, jakbym to robiła za pierwszym razem, z tym, że teraz było to zupełnie inne uczucie. Takie intensywne i jednocześnie ekscytujące. Kol ma rozchylone usta i dokładnie mnie obserwuje.
- W porządku?- zapytał, łagodnym głosem.
- Tak.- jęknęłam.- Nie przestawaj.
Nie musiałam czekać, długo na jego reakcje. Zaczął się poruszać we mnie coraz szybciej i wchodził aż do oporu. Moje biodra, wychodziły mu na spotkanie, pragnęłam więcej i więcej. Oparł się na łokciach, przygniatając mnie swoim ciałem. Jego język, sunął po mojej szyi i dekolcie. Zauważył moje zniecierpliwienie, gdyż przyspieszył, nabierając tempa w niesłabnącym rytmie. Chwycił moją głowę w swoje dłonie i złożył na moich ustach pocałunek, przygryzając moją dolną wargę, aż do krwi. Boże, co to było za uczucie, kiedy jednocześnie się we mnie poruszał i ssał wargę. Moim ciałem wstrząsnęły niesamowite dreszcze, czułam, że zaraz eksploduje. Wygięłam się w łuk i z mojego gardła wyszedł, okrzyk spełnienia, rozsypałam się na milion małych kawałeczków. Szczytowałam, jak nigdy dotąd. Chwilę po mnie, Kol też zaczął głośno jęczeć i wlał we mnie ciepły płyn.
Wciąż dyszałam, próbując uspokoić łomoczące serce. Nie sądziłam, że wampirzy seks może być taki wykańczający i przyjemny. Kol, opadł koło mnie, przyglądając mi się z zachwytem. Odgarnął spocone włosy z mojego czoła i pocałował mnie delikatnie. Nie spodziewałam się takiego miłego gestu z jego strony.
- I co zawiodłam cię?- spytałam, przekręcając się na bok i wtulając się w niego.
- Byłaś niesamowita, kwiatuszku.- powiedział, zadowolony.- Od teraz zaczniemy milej spędzać czas.- odparł dumnie.



środa, 8 stycznia 2014

Rozdział III

- Widzę, że podoba ci się sukienka, którą dla ciebie kupiłem.- powiedział, przekręcając głowę i lustrując mnie z góry na dół. Zatrzymał wzrok na moim odsłoniętym biuście i pupie, która była bardzo opięta.
- Tak pewnie, jest idealna.- odparłam i zdobyłam się na blady uśmiech.
Obiecałam sobie, że nie będę go prowokować, dlatego ją ubrałam i udawałam, że mi się podoba. Prawda była taka, że wyglądałam jak ladacznica! Czerwona sukienka, ledwo zasłaniająca mój tyłek, z głębokim dekoltem i strasznie obcisła. Do tego miałam ubrane długie czarne kozaki na wysokiej szpilce i krótką skórzaną kurtkę. Włosy rozpuściłam i lekko polokowałam. Zrobiłam sobie też mocniejszy makijaż, mocno wytuszowałam rzęsy i pomalowałam usta na czerwono. To nie był mój styl i czułam się nieswojo. Ale musiałam robić dobrą minę do złej gry. Dam radę!- powtarzałam sobie za każdym razem i tylko dzięki temu jakoś jeszcze przetrwałam.
- Panie, przodem.- rzekł zmysłowym głosem, po czym przytrzymał mi drzwi, kiedy wchodziłam do zadymionego lokalu. Czułam na sobie wzrok prawie wszystkich śliniących się na mój widok mężczyzn. W tej chwili, miałam ochotę uciec stąd jak najdalej i nigdy nie wracać. Ale uniosłam dumnie podbródek i ruszyłam pewnym krokiem w stronę najbliższego wolnego stolika. Nagle, Kol mnie złapał za ramię i szepnął na ucho.
- Maleńka, tam będzie przyjemniej.- wskazał ręką na stolik w kącie.- Stamtąd będziemy mieć lepszy widok na wszystkich. Dziś, sama wybierasz swój posiłek. Pewnie umierasz z głodu.
- Ok, jak sobie życzysz.- rzekłam, czując jak żołądek podchodzi mi do gardła z nerwów. Usiadłam na krześle i nerwowo pocierałam rękoma o uda.
- Wszystko będzie dobrze.- zapewniał mnie.- Spokojnie, nie zabijesz nikogo. Nie jesteś jeszcze gotowa. Ale musisz sama się nauczyć żywić. Nie będę ci wiecznie przynosił posiłku.
- A nie ma innego sposobu na przetrwanie?- spytałam z nadzieją.
- Wolisz krzywdzić słodkie i bezbronne zwierzątka.- zakpił.- Czy może pić zimną krew z torebki? Powiem tylko, że jedna i druga jest ohydna.
- Boję się.- wypaliłam.- A co, jeśli się nie powstrzymam?
- Jeden trup w tą, jeden trup w tamtą, co za różnica.- stwierdził.- Kogo to obchodzi?- wzruszył beznamiętnie ramionami i puścił do mnie oczko.
- Mnie obchodzi.- syknęłam.- Nie chcę stać się mordercą. Nie chcę zabijać.
- Każdy wampir w ciągu swojej całej egzystencji, zabił przynajmniej raz.- odparł i dodał.- Pójdę po coś do picia. Co ci przynieść?- spytał.
- Wodę.- szepnęłam.
- Ty, chyba sobie żartujesz.- zakpił.- Jesteśmy w barze, a ty zamawiasz wodę? Może, jeśli ci powiem, że dzięki alkoholowi nie odczuwamy tak bardzo głodu, zmienisz zdanie. Więc jak, co chcesz?- spytał, posyłając mi uśmiech.
- Obojętnie.- powiedziałam.- Wypiję to samo, co ty.
Uśmiechnął się jeszcze chytrze i poszedł. A ja zostałam sama z własnymi myślami. Bałam się, cholernie się bałam. Nie chciałam krzywdzić ludzi. Ale ten straszny głód, nie dawał mi spokoju. Do tego, w tym pomieszczeniu był przepych i czułam wyraźnie setki pulsujących tętnic, w które miałam ochotę zatopić swoje kły. Czy już zawsze będę myślała tylko o krwi? Czy tylko ona będzie dla mnie najważniejsza? Nie chciałam tak żyć.
- Proszę bardzo.- powiedział zmysłowym głosem, po czym postawił przede mną szklankę ze złocistym płynem.
- Co to jest?- spytałam, gdyż z napoi procentowych znałam tylko piwo, wino i wódkę. A to wyglądało na jakiś mocny trunek.
- Szkocka.- odparł.- Jest trochę mocna, ale smakuje wyśmienicie i koi pragnienie.
- To na zdrowie.- powiedziałam i się uśmiechnęłam. Wzięłam mały łyk alkoholu i zaczęłam się lekko krztusić.
- Ostrzegałem.- stwierdził.
- Wiem.- szepnęłam.- Często tu przychodzisz?- spytałam.
- To zależy.- posłał mi uśmiech.- Sam nie lubię tu przychodzić, a z byle kim też się tu nie pokazuje.
- Z byle kim? Czy to znaczy, że ja coś dla ciebie znaczę?- pomyślałam, że nie zaszkodzi, jak z nim trochę poflirtuje.
- Nie.- uciął.- Nikt dla mnie nie jest ważny, nikt mnie nie obchodzi. Jakbym chciał, to mógłbym cię zabić w każdej chwili, bez mrugnięcia okiem.
- To dlaczego jeszcze tego nie zrobiłeś?- spytałam, uważnie mu się przyglądając.
- Zadajesz za dużo pytań.- burknął i wypił zawartość szklanki jednym haustem.
- Skoro mamy ze sobą spędzić całą wieczność, to wypadałoby się lepiej poznać. Nie sądzisz?- odparłam, nawijając na palec lok.
- Zawsze możemy się poznać w bardziej przyjemniejszy sposób.- wycharczał i dotknął ręką, moje kolano.
- Na wszystko znajdziemy czas.- strząsnęłam jego rękę, po czym dodałam.- Może, opowiesz mi coś o sobie?
- Nie lubię mówić o sobie.- burknął.- Po co ta cała szopka?
- Jaka szopka?- spytałam zdziwiona.- Chciałam tylko normalnie porozmawiać.- spuściłam głowę na dół i nerwowo ścisnęłam szklankę w dłoniach.
- Jeśli, użyjesz więcej siły, to pęknie na milion małych kawałków.- stwierdził, uśmiechając się chytrze.
- Przecież to niemożliwe, nie mam tyle siły.- zaczęłam się śmiać.
- Kochanie, jesteś wampirem.- odparł, po czym złapał mnie za rękę i głaskał ją delikatnie.- Masz więcej siły, niż możesz sobie to wyobrazić w swojej małej główce.
- Miałeś mnie nauczyć tych wszystkich trików. A zamiast tego, ciągle gdzieś wychodzisz i zostawiasz mnie samą w pokoju.- naburmuszyłam się i wyrwałam swoją dłoń z jego.
- Przecież wyszliśmy w celu pożywiania się na innych.- rzekł.- Reszta przyjdzie w swoim czasie.
- Ale jak mam to niby zrobić?- spytałam, łamiącym się głosem.- Tak po prostu podejść i wgryźć się w czyjąś szyję?- szepnęłam.
- No skoro, preferujesz brutalny sposób, to proszę bardzo.- posłał mi uśmiech.- Chętnie popatrzę, jak ci to wyjdzie.- podrapał się po brodzie.
- Ja mówię poważnie!- powiedziałam podniesionym głosem.- A ty się ze mnie ciągle naśmiewasz. Mam już tego dosyć.- wstałam od stolika. Jednak, niedane mi było odejść, bo złapał mnie mocno za rękę i pociągnął w swoją stronę. W efekcie czego, wylądowałam na jego kolanach.
- Dokąd chciałaś pójść?- szepnął mi do ucha, trzymając mnie mocno w talii jedną ręką, a drugą masował odsłonięte udo.
- Przewietrzyć się, pozbierać myśli.- mówiłam, nerwowo.- Mógłbyś mnie puścić. Czuję się niezręcznie.- szepnęłam, speszona.
- Drżysz.- stwierdził.- Boisz się, czy jesteś podniecona?- uniósł brwi do góry.
- Jesteś bezczelny.- skwitowałam i używając całej swojej siły, wyrwałam się z jego objęć. Poprawiłam krótką sukienkę i pobiegłam w stronę wyjścia. Przeciskałam się przez tłumy ludzi, nie zważając na to, co mówili i z jakim zafascynowaniem mi się przyglądali. Kiedy znalazłam się na zewnątrz, zostałam brutalnie przywarta do ściany. Twarz, niemiłosiernie wbijała mi się w zimny mur. Przygniótł mnie całym swoim ciałem i wycharczał do ucha.
- Nigdy więcej tego nie rób.- wsunął rękę pod moją sukienkę i pieścił nią moje udo.- Jesteś bardzo, ale to bardzo nieposłuszną i niegrzeczną dziewczynką.- mówiąc to, wodził swoją dłoń, coraz wyżej.
- Proszę, zostaw mnie.- odparłam błagalnym tonem.- Obiecuję, że już nie będę ci się stawiać. Tylko nie rób mi krzywdy.- mówiłam, czując wzbierające się łzy do moich oczu.
- Gdyby nie to, że miałaś się pożywić, nie odpuściłbym tak szybko.- stwierdził, po czym odwrócił mnie w swoją stronę i pogłaskał po policzku.- Tylko głupcy płaczą.- powiedział z jadem w głosie.- A ty, nie jesteś głupia, więc przestań się mazać i słuchaj uważnie. Masz podejść do jakiegoś faceta, trochę z nim poflirtować, po czym zaciągnąć w ciemny zaułek i zahipnotyzować. Żeby to zrobić, musisz spojrzeć mu w oczy i uwierzyć w to co mówisz, inaczej nie zadziała. Nadążasz?
- Tak.- pokiwałam twierdząco głową.
- Kiedy powtórzy, co powiedziałaś. Możesz bez żadnych zastrzeżeń, wbić się w jego szyje.- wytłumaczył.
- A skąd mam wiedzieć, kiedy przestać?- spytałam, ocierając łzy, kapiące z mojego policzka.
- Musisz znaleźć w sobie wolną wolę. Nie martw się, jak obiecałem, dziś nie pozwolę ci nikogo zabić, więc nie masz się czym przejmować.- odparł, wskazując wysokiego blondyna, który wychodził z budynku. Był pijany, bo lekko chwiał się na nogach.
- Mówiłeś, że mogę sobie sama wybrać.- szepnęłam.
- Nie marudź.- warknął.- On jest wstawiony, więc masz ułatwione zadanie. Nawet nie musisz się wysilać, tym bardziej, że masz wyzywający strój na sobie.- zmierzył mnie wzrokiem, z uśmiechem.- No, idź.- ponaglał i lekko popchnął mnie w stronę chłopaka.

Stawiałam, powolne kroki i lekko się chwiałam na niebotycznie wysokich szpilkach. Kiedy byłam coraz bliżej niego, zaczęłam kołysać biodrami i rzucać w jego stronę zalotne spojrzenia. W podrywaniu facetów, byłam najlepsza. Przeszłam obok niego, ocierając się ramieniem, o jego ramię.
- Ups.- wymsknęło mi się.- Przepraszam, to przez te buty. Niepotrzebnie je ubrałam.- udawałam zmartwioną.
- Nic się nie stało.- wydukał, speszony.- Możesz się na mnie wesprzeć.- zaproponował, patrząc na mój dekolt.
- Hej, ale twarz mam troszkę wyżej.- odparłam, zadziornie.
- Ja…nie..- zmieszał się i nie wiedział jak się wytłumaczyć.
- Spokojnie, to nic takiego.- złapałam go za podbródek i spojrzałam w jego oczy.- Podobam ci się, a to nic złego.- przeczesałam jego włosy, które były lepkie od potu.
- A ja tobie?- spytał i złapał mnie w talii, zjeżdżając ręką na moją pupę. Zatrzymałam ją i pogroziłam palcem.
- Zachowuj się, bo jeszcze ktoś pomyśli, że jestem łatwa.
- Nie, nie jesteś.- zaprzeczył.- Jesteś piękna i…
- Cii.- położyłam palec na jego ustach i pociągnęłam go za kołnierz.- Chodź ze mną.
- Gdzie, tylko zechcesz.- odparł, uradowany i ruszył za mną w ciemny zaułek. Poszło łatwiej niż myślałam, ale najgorsze dopiero było przede mną. Objęłam jego twarz i spojrzałam w oczy, tak jak powiedział mi Kol. Blondyn, miał jednak inne plany, przybliżył twarz do mojej i pocałował mnie delikatnie. Odepchnęłam go lekko i powiedziałam bardzo poważnie, patrząc w jego oczy.
- Nie bój się i nie krzycz. To nie będzie bolało.
- Nie boję się i nie będę krzyczał. To nie będzie bolało.- powtórzył, posłusznie za mną.
Przybliżyłam twarz do jego szyi. Czułam swędzące dziąsła i wystające kły. Słyszałam pulsującą krew w jego żyłach, która przyprawiała mnie o zawroty głowy. Nie sądziłam, że byłam taka głodna, żołądek mnie ssał i dłużej już nie mogłam wytrzymać. Wbiłam się delikatnie w jego szyję, wypełniając moje ciało, cudownym i kojącym smakiem jego krwi. Nie wiedziałam, jak długo ją piłam, dopóki nie poczułam odpychających mnie od niego silnych rąk. Ze złości rzuciłam się na napastnika.
- Spokojnie.- odparł Kol.- Wystarczy, jeśli wypijesz z niego choć kilka kropel więcej krwi, to go zabijesz.- jego słowa, mnie otrzeźwiły, momentalnie moja twarz przybrała normalny wyraz.
- Co robisz?- spytałam, widząc jak przegryza swój nadgarstek.
- Ratuje go.- oznajmił.- Dotrzymuje słowa i nikt dziś z twoich rąk nie zginie.
- Dziękuję.- odparłam, po czym wytarłam krew spływającą po moim podbródku.
- Chodźmy do domu.- rzekł, gdy wlał w niego swoją krew i wstał.
Wziął mnie pod rękę i poszliśmy w kierunku jego samochodu.

*****

-Ile minęło czasu?- wypaliłam nagle, po długiej przerwie ciszy, jaka panowała w samochodzie.
- Od czego?- spytał zaskoczony, wjeżdżając na swoją posesję.
- No wiesz, od kiedy mnie przetrzymujesz.- szepnęłam.
- Dokładnie pięć dni, a co?- odgarnął włosy, które zakrywały moją twarz i spojrzał się na mnie z zainteresowaniem.
- Jednak byłam nieprzytomna przez dwa dni.- stwierdziłam ze zdziwieniem.- Wszyscy, którzy przemianę, tak mają?
- Przeważnie tak, choć niektórzy budzą się szybciej.- odparł, spokojnym głosem.- Już myślałem, że się w ogóle nie ockniesz.- pogłaskał mnie po policzku. Zobaczyłam w jego oczach…strach? Bał się, że wtedy umarłam? Że moja przemiana nie poszła pomyślnie? Choć, teoretycznie i tak byłam martwa. W tym momencie, zdałam sobie sprawę, że mu naprawdę na mnie zależało, ale umiał to umiejętnie ukrywać.
- Będę mogła częściej wychodzić na zewnątrz?- spytałam z nadzieją.
- Zobaczymy.- uciął, po czym wysiadł z samochodu. W ciągu sekundy, znalazł się po drugiej stronie i otworzył mi drzwi.- Wysiadaj.
- Widziałeś może mój telefon komórkowy?- złapałam go pod ramię, które mi podał.
- A po co, ci on?- warknął.
- Moja mama…ona się pewnie o mnie martwi.- szepnęłam.- Nigdy nie znikałam na tak długo i zawsze się odzywałam. To znaczy, ona do mnie dzwoniła, żeby sprawdzić, czy żyję i nic mi nie jest.- spuściłam na dół głowę.
- To mamy problem z głowy, bo teraz już dla niej nie żyjesz.- rzekł.- Wejdź do środka i nie patrz się na mnie takim wzrokiem.
- A może, mam ci za to podziękować?- zakpiłam.- Zniszczyłeś mi życie, ty łajdaku! Ja tego nie chciałam!- krzyknęłam na jednym wydechu.
- Wejdziesz sama, czy mam cię zmusić?- warknął.
- Chcę tylko zobaczyć się z mamą, albo chociaż usłyszeć jej głos.- powiedziałam.- Czy to, tak wiele?
- Przestań histeryzować.- złapał mnie mocno za ramię i mimo moich protestów, wepchnął do środka.- Jeśli to cię uspokoi, to zaraz po tym, jak cię przemieniłem, pojechałem do niej i ją zahipnotyzowałem.
- Co takiego?! Jak śmiałeś! Co jej zrobiłeś?- krzyczałam rozzłoszczona, uderzając pięściami w jego klatkę piersiową. Wyładowałam na nim, całą moją frustrację i wściekłość.
- Uspokój się.- zatrzymał moje pięści, przed kolejnym uderzeniem i powiedział spokojnym głosem.- Nic jej nie zrobiłem. Wmówiłem jej tylko, że zaginęłaś i żeby cię nie szukała. Tak będzie lepiej, kwiatuszku.- pogłaskał mnie po policzku.- Tu, nas nikt nie znajdzie.
- Nie miałeś prawa!- burknęłam.
- Ależ owszem, że miałem.- uśmiechnął się.- Zrobię z tobą to, na co tylko będę miał ochotę i nikt mi w tym nie przeszkodzi.
- Nawet Damon?- palnęłam, zanim pomyślałam.
- Skąd go znasz?- spytał, zupełnie zbity z pantałyku.
- Był tu.- szepnęłam.- Myślałam, że wiedziałeś o tym.
- Spałaś z nim.- stwierdził, z wściekłością.
- Co?- spytałam, przestraszona.
- Przyznaj się, suko!- warknął, po czym złapał mnie za gardło i zaczął je mocno ściskać. Czułam jego wbijające się palce. Energicznie łapałam, resztki powietrza. Widziałam w jego oczach niewyobrażalną wściekłość, brązowe tęczówki, zamieniły się w czarne.
- Oczywiście, że nie.- wysapałam, ledwo słyszalnym głosem.
- Damon, to pies na baby.- wysyczał przez zęby.- Ze mnie, nie uda ci się zrobić idioty.- mówiąc to, uniósł mnie do góry i jeszcze mocniej ścisnął moją szyję. Słyszałam kapiące kropelki krwi, które spadały na mój dekolt. To była, moja krew.
- Nie…mogę…oddychać…- spojrzałam się na niego błagalnym wzrokiem. Widziałam, jak jego złość powoli ustępowała i rozluźnił uścisk.
- Czego chciał?- warknął, tym samym puszczając mnie. Rozmasowałam, obolałą szyję i łapczywie, łapałam powietrze.
- Przyszedł do ciebie.- odparłam.- Nie rozmawiałam z nim.
- Kłamiesz!- krzyknął.- Inaczej, byś mnie nim nie straszyła. Powiedz prawdę!- uderzył z całej siły w ścianę. Podskoczyłam ze strachu i uważnie przyglądałam się jego twarzy, która aż kipiała ze złości.
- Nie straszę, ja tylko…- jąkałam się i nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.- Po prostu, on wyglądał…groźnie i dlatego myślałam, że…
- Dobra, nie kończ.- skwitował.- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy. Idź do pokoju i nie waż się z niego wychodzić!- dodał na odchodne.
Trzasnął drzwiami, wychodząc z domu. Co ja narobiłam? Dlaczego mu powiedziałam o Damonie? Co, jeśli on naprawdę chciał mi pomóc, a ja go wydałam? Czy teraz, będzie chciał się na mnie mścić?- biłam się z myślami. Zsunęłam się, bezsilna po ścianie i się rozpłakałam. Znowu. Coraz częściej, okazywałam słabość i nie mogłam nic na to poradzić.