środa, 8 stycznia 2014

Rozdział III

- Widzę, że podoba ci się sukienka, którą dla ciebie kupiłem.- powiedział, przekręcając głowę i lustrując mnie z góry na dół. Zatrzymał wzrok na moim odsłoniętym biuście i pupie, która była bardzo opięta.
- Tak pewnie, jest idealna.- odparłam i zdobyłam się na blady uśmiech.
Obiecałam sobie, że nie będę go prowokować, dlatego ją ubrałam i udawałam, że mi się podoba. Prawda była taka, że wyglądałam jak ladacznica! Czerwona sukienka, ledwo zasłaniająca mój tyłek, z głębokim dekoltem i strasznie obcisła. Do tego miałam ubrane długie czarne kozaki na wysokiej szpilce i krótką skórzaną kurtkę. Włosy rozpuściłam i lekko polokowałam. Zrobiłam sobie też mocniejszy makijaż, mocno wytuszowałam rzęsy i pomalowałam usta na czerwono. To nie był mój styl i czułam się nieswojo. Ale musiałam robić dobrą minę do złej gry. Dam radę!- powtarzałam sobie za każdym razem i tylko dzięki temu jakoś jeszcze przetrwałam.
- Panie, przodem.- rzekł zmysłowym głosem, po czym przytrzymał mi drzwi, kiedy wchodziłam do zadymionego lokalu. Czułam na sobie wzrok prawie wszystkich śliniących się na mój widok mężczyzn. W tej chwili, miałam ochotę uciec stąd jak najdalej i nigdy nie wracać. Ale uniosłam dumnie podbródek i ruszyłam pewnym krokiem w stronę najbliższego wolnego stolika. Nagle, Kol mnie złapał za ramię i szepnął na ucho.
- Maleńka, tam będzie przyjemniej.- wskazał ręką na stolik w kącie.- Stamtąd będziemy mieć lepszy widok na wszystkich. Dziś, sama wybierasz swój posiłek. Pewnie umierasz z głodu.
- Ok, jak sobie życzysz.- rzekłam, czując jak żołądek podchodzi mi do gardła z nerwów. Usiadłam na krześle i nerwowo pocierałam rękoma o uda.
- Wszystko będzie dobrze.- zapewniał mnie.- Spokojnie, nie zabijesz nikogo. Nie jesteś jeszcze gotowa. Ale musisz sama się nauczyć żywić. Nie będę ci wiecznie przynosił posiłku.
- A nie ma innego sposobu na przetrwanie?- spytałam z nadzieją.
- Wolisz krzywdzić słodkie i bezbronne zwierzątka.- zakpił.- Czy może pić zimną krew z torebki? Powiem tylko, że jedna i druga jest ohydna.
- Boję się.- wypaliłam.- A co, jeśli się nie powstrzymam?
- Jeden trup w tą, jeden trup w tamtą, co za różnica.- stwierdził.- Kogo to obchodzi?- wzruszył beznamiętnie ramionami i puścił do mnie oczko.
- Mnie obchodzi.- syknęłam.- Nie chcę stać się mordercą. Nie chcę zabijać.
- Każdy wampir w ciągu swojej całej egzystencji, zabił przynajmniej raz.- odparł i dodał.- Pójdę po coś do picia. Co ci przynieść?- spytał.
- Wodę.- szepnęłam.
- Ty, chyba sobie żartujesz.- zakpił.- Jesteśmy w barze, a ty zamawiasz wodę? Może, jeśli ci powiem, że dzięki alkoholowi nie odczuwamy tak bardzo głodu, zmienisz zdanie. Więc jak, co chcesz?- spytał, posyłając mi uśmiech.
- Obojętnie.- powiedziałam.- Wypiję to samo, co ty.
Uśmiechnął się jeszcze chytrze i poszedł. A ja zostałam sama z własnymi myślami. Bałam się, cholernie się bałam. Nie chciałam krzywdzić ludzi. Ale ten straszny głód, nie dawał mi spokoju. Do tego, w tym pomieszczeniu był przepych i czułam wyraźnie setki pulsujących tętnic, w które miałam ochotę zatopić swoje kły. Czy już zawsze będę myślała tylko o krwi? Czy tylko ona będzie dla mnie najważniejsza? Nie chciałam tak żyć.
- Proszę bardzo.- powiedział zmysłowym głosem, po czym postawił przede mną szklankę ze złocistym płynem.
- Co to jest?- spytałam, gdyż z napoi procentowych znałam tylko piwo, wino i wódkę. A to wyglądało na jakiś mocny trunek.
- Szkocka.- odparł.- Jest trochę mocna, ale smakuje wyśmienicie i koi pragnienie.
- To na zdrowie.- powiedziałam i się uśmiechnęłam. Wzięłam mały łyk alkoholu i zaczęłam się lekko krztusić.
- Ostrzegałem.- stwierdził.
- Wiem.- szepnęłam.- Często tu przychodzisz?- spytałam.
- To zależy.- posłał mi uśmiech.- Sam nie lubię tu przychodzić, a z byle kim też się tu nie pokazuje.
- Z byle kim? Czy to znaczy, że ja coś dla ciebie znaczę?- pomyślałam, że nie zaszkodzi, jak z nim trochę poflirtuje.
- Nie.- uciął.- Nikt dla mnie nie jest ważny, nikt mnie nie obchodzi. Jakbym chciał, to mógłbym cię zabić w każdej chwili, bez mrugnięcia okiem.
- To dlaczego jeszcze tego nie zrobiłeś?- spytałam, uważnie mu się przyglądając.
- Zadajesz za dużo pytań.- burknął i wypił zawartość szklanki jednym haustem.
- Skoro mamy ze sobą spędzić całą wieczność, to wypadałoby się lepiej poznać. Nie sądzisz?- odparłam, nawijając na palec lok.
- Zawsze możemy się poznać w bardziej przyjemniejszy sposób.- wycharczał i dotknął ręką, moje kolano.
- Na wszystko znajdziemy czas.- strząsnęłam jego rękę, po czym dodałam.- Może, opowiesz mi coś o sobie?
- Nie lubię mówić o sobie.- burknął.- Po co ta cała szopka?
- Jaka szopka?- spytałam zdziwiona.- Chciałam tylko normalnie porozmawiać.- spuściłam głowę na dół i nerwowo ścisnęłam szklankę w dłoniach.
- Jeśli, użyjesz więcej siły, to pęknie na milion małych kawałków.- stwierdził, uśmiechając się chytrze.
- Przecież to niemożliwe, nie mam tyle siły.- zaczęłam się śmiać.
- Kochanie, jesteś wampirem.- odparł, po czym złapał mnie za rękę i głaskał ją delikatnie.- Masz więcej siły, niż możesz sobie to wyobrazić w swojej małej główce.
- Miałeś mnie nauczyć tych wszystkich trików. A zamiast tego, ciągle gdzieś wychodzisz i zostawiasz mnie samą w pokoju.- naburmuszyłam się i wyrwałam swoją dłoń z jego.
- Przecież wyszliśmy w celu pożywiania się na innych.- rzekł.- Reszta przyjdzie w swoim czasie.
- Ale jak mam to niby zrobić?- spytałam, łamiącym się głosem.- Tak po prostu podejść i wgryźć się w czyjąś szyję?- szepnęłam.
- No skoro, preferujesz brutalny sposób, to proszę bardzo.- posłał mi uśmiech.- Chętnie popatrzę, jak ci to wyjdzie.- podrapał się po brodzie.
- Ja mówię poważnie!- powiedziałam podniesionym głosem.- A ty się ze mnie ciągle naśmiewasz. Mam już tego dosyć.- wstałam od stolika. Jednak, niedane mi było odejść, bo złapał mnie mocno za rękę i pociągnął w swoją stronę. W efekcie czego, wylądowałam na jego kolanach.
- Dokąd chciałaś pójść?- szepnął mi do ucha, trzymając mnie mocno w talii jedną ręką, a drugą masował odsłonięte udo.
- Przewietrzyć się, pozbierać myśli.- mówiłam, nerwowo.- Mógłbyś mnie puścić. Czuję się niezręcznie.- szepnęłam, speszona.
- Drżysz.- stwierdził.- Boisz się, czy jesteś podniecona?- uniósł brwi do góry.
- Jesteś bezczelny.- skwitowałam i używając całej swojej siły, wyrwałam się z jego objęć. Poprawiłam krótką sukienkę i pobiegłam w stronę wyjścia. Przeciskałam się przez tłumy ludzi, nie zważając na to, co mówili i z jakim zafascynowaniem mi się przyglądali. Kiedy znalazłam się na zewnątrz, zostałam brutalnie przywarta do ściany. Twarz, niemiłosiernie wbijała mi się w zimny mur. Przygniótł mnie całym swoim ciałem i wycharczał do ucha.
- Nigdy więcej tego nie rób.- wsunął rękę pod moją sukienkę i pieścił nią moje udo.- Jesteś bardzo, ale to bardzo nieposłuszną i niegrzeczną dziewczynką.- mówiąc to, wodził swoją dłoń, coraz wyżej.
- Proszę, zostaw mnie.- odparłam błagalnym tonem.- Obiecuję, że już nie będę ci się stawiać. Tylko nie rób mi krzywdy.- mówiłam, czując wzbierające się łzy do moich oczu.
- Gdyby nie to, że miałaś się pożywić, nie odpuściłbym tak szybko.- stwierdził, po czym odwrócił mnie w swoją stronę i pogłaskał po policzku.- Tylko głupcy płaczą.- powiedział z jadem w głosie.- A ty, nie jesteś głupia, więc przestań się mazać i słuchaj uważnie. Masz podejść do jakiegoś faceta, trochę z nim poflirtować, po czym zaciągnąć w ciemny zaułek i zahipnotyzować. Żeby to zrobić, musisz spojrzeć mu w oczy i uwierzyć w to co mówisz, inaczej nie zadziała. Nadążasz?
- Tak.- pokiwałam twierdząco głową.
- Kiedy powtórzy, co powiedziałaś. Możesz bez żadnych zastrzeżeń, wbić się w jego szyje.- wytłumaczył.
- A skąd mam wiedzieć, kiedy przestać?- spytałam, ocierając łzy, kapiące z mojego policzka.
- Musisz znaleźć w sobie wolną wolę. Nie martw się, jak obiecałem, dziś nie pozwolę ci nikogo zabić, więc nie masz się czym przejmować.- odparł, wskazując wysokiego blondyna, który wychodził z budynku. Był pijany, bo lekko chwiał się na nogach.
- Mówiłeś, że mogę sobie sama wybrać.- szepnęłam.
- Nie marudź.- warknął.- On jest wstawiony, więc masz ułatwione zadanie. Nawet nie musisz się wysilać, tym bardziej, że masz wyzywający strój na sobie.- zmierzył mnie wzrokiem, z uśmiechem.- No, idź.- ponaglał i lekko popchnął mnie w stronę chłopaka.

Stawiałam, powolne kroki i lekko się chwiałam na niebotycznie wysokich szpilkach. Kiedy byłam coraz bliżej niego, zaczęłam kołysać biodrami i rzucać w jego stronę zalotne spojrzenia. W podrywaniu facetów, byłam najlepsza. Przeszłam obok niego, ocierając się ramieniem, o jego ramię.
- Ups.- wymsknęło mi się.- Przepraszam, to przez te buty. Niepotrzebnie je ubrałam.- udawałam zmartwioną.
- Nic się nie stało.- wydukał, speszony.- Możesz się na mnie wesprzeć.- zaproponował, patrząc na mój dekolt.
- Hej, ale twarz mam troszkę wyżej.- odparłam, zadziornie.
- Ja…nie..- zmieszał się i nie wiedział jak się wytłumaczyć.
- Spokojnie, to nic takiego.- złapałam go za podbródek i spojrzałam w jego oczy.- Podobam ci się, a to nic złego.- przeczesałam jego włosy, które były lepkie od potu.
- A ja tobie?- spytał i złapał mnie w talii, zjeżdżając ręką na moją pupę. Zatrzymałam ją i pogroziłam palcem.
- Zachowuj się, bo jeszcze ktoś pomyśli, że jestem łatwa.
- Nie, nie jesteś.- zaprzeczył.- Jesteś piękna i…
- Cii.- położyłam palec na jego ustach i pociągnęłam go za kołnierz.- Chodź ze mną.
- Gdzie, tylko zechcesz.- odparł, uradowany i ruszył za mną w ciemny zaułek. Poszło łatwiej niż myślałam, ale najgorsze dopiero było przede mną. Objęłam jego twarz i spojrzałam w oczy, tak jak powiedział mi Kol. Blondyn, miał jednak inne plany, przybliżył twarz do mojej i pocałował mnie delikatnie. Odepchnęłam go lekko i powiedziałam bardzo poważnie, patrząc w jego oczy.
- Nie bój się i nie krzycz. To nie będzie bolało.
- Nie boję się i nie będę krzyczał. To nie będzie bolało.- powtórzył, posłusznie za mną.
Przybliżyłam twarz do jego szyi. Czułam swędzące dziąsła i wystające kły. Słyszałam pulsującą krew w jego żyłach, która przyprawiała mnie o zawroty głowy. Nie sądziłam, że byłam taka głodna, żołądek mnie ssał i dłużej już nie mogłam wytrzymać. Wbiłam się delikatnie w jego szyję, wypełniając moje ciało, cudownym i kojącym smakiem jego krwi. Nie wiedziałam, jak długo ją piłam, dopóki nie poczułam odpychających mnie od niego silnych rąk. Ze złości rzuciłam się na napastnika.
- Spokojnie.- odparł Kol.- Wystarczy, jeśli wypijesz z niego choć kilka kropel więcej krwi, to go zabijesz.- jego słowa, mnie otrzeźwiły, momentalnie moja twarz przybrała normalny wyraz.
- Co robisz?- spytałam, widząc jak przegryza swój nadgarstek.
- Ratuje go.- oznajmił.- Dotrzymuje słowa i nikt dziś z twoich rąk nie zginie.
- Dziękuję.- odparłam, po czym wytarłam krew spływającą po moim podbródku.
- Chodźmy do domu.- rzekł, gdy wlał w niego swoją krew i wstał.
Wziął mnie pod rękę i poszliśmy w kierunku jego samochodu.

*****

-Ile minęło czasu?- wypaliłam nagle, po długiej przerwie ciszy, jaka panowała w samochodzie.
- Od czego?- spytał zaskoczony, wjeżdżając na swoją posesję.
- No wiesz, od kiedy mnie przetrzymujesz.- szepnęłam.
- Dokładnie pięć dni, a co?- odgarnął włosy, które zakrywały moją twarz i spojrzał się na mnie z zainteresowaniem.
- Jednak byłam nieprzytomna przez dwa dni.- stwierdziłam ze zdziwieniem.- Wszyscy, którzy przemianę, tak mają?
- Przeważnie tak, choć niektórzy budzą się szybciej.- odparł, spokojnym głosem.- Już myślałem, że się w ogóle nie ockniesz.- pogłaskał mnie po policzku. Zobaczyłam w jego oczach…strach? Bał się, że wtedy umarłam? Że moja przemiana nie poszła pomyślnie? Choć, teoretycznie i tak byłam martwa. W tym momencie, zdałam sobie sprawę, że mu naprawdę na mnie zależało, ale umiał to umiejętnie ukrywać.
- Będę mogła częściej wychodzić na zewnątrz?- spytałam z nadzieją.
- Zobaczymy.- uciął, po czym wysiadł z samochodu. W ciągu sekundy, znalazł się po drugiej stronie i otworzył mi drzwi.- Wysiadaj.
- Widziałeś może mój telefon komórkowy?- złapałam go pod ramię, które mi podał.
- A po co, ci on?- warknął.
- Moja mama…ona się pewnie o mnie martwi.- szepnęłam.- Nigdy nie znikałam na tak długo i zawsze się odzywałam. To znaczy, ona do mnie dzwoniła, żeby sprawdzić, czy żyję i nic mi nie jest.- spuściłam na dół głowę.
- To mamy problem z głowy, bo teraz już dla niej nie żyjesz.- rzekł.- Wejdź do środka i nie patrz się na mnie takim wzrokiem.
- A może, mam ci za to podziękować?- zakpiłam.- Zniszczyłeś mi życie, ty łajdaku! Ja tego nie chciałam!- krzyknęłam na jednym wydechu.
- Wejdziesz sama, czy mam cię zmusić?- warknął.
- Chcę tylko zobaczyć się z mamą, albo chociaż usłyszeć jej głos.- powiedziałam.- Czy to, tak wiele?
- Przestań histeryzować.- złapał mnie mocno za ramię i mimo moich protestów, wepchnął do środka.- Jeśli to cię uspokoi, to zaraz po tym, jak cię przemieniłem, pojechałem do niej i ją zahipnotyzowałem.
- Co takiego?! Jak śmiałeś! Co jej zrobiłeś?- krzyczałam rozzłoszczona, uderzając pięściami w jego klatkę piersiową. Wyładowałam na nim, całą moją frustrację i wściekłość.
- Uspokój się.- zatrzymał moje pięści, przed kolejnym uderzeniem i powiedział spokojnym głosem.- Nic jej nie zrobiłem. Wmówiłem jej tylko, że zaginęłaś i żeby cię nie szukała. Tak będzie lepiej, kwiatuszku.- pogłaskał mnie po policzku.- Tu, nas nikt nie znajdzie.
- Nie miałeś prawa!- burknęłam.
- Ależ owszem, że miałem.- uśmiechnął się.- Zrobię z tobą to, na co tylko będę miał ochotę i nikt mi w tym nie przeszkodzi.
- Nawet Damon?- palnęłam, zanim pomyślałam.
- Skąd go znasz?- spytał, zupełnie zbity z pantałyku.
- Był tu.- szepnęłam.- Myślałam, że wiedziałeś o tym.
- Spałaś z nim.- stwierdził, z wściekłością.
- Co?- spytałam, przestraszona.
- Przyznaj się, suko!- warknął, po czym złapał mnie za gardło i zaczął je mocno ściskać. Czułam jego wbijające się palce. Energicznie łapałam, resztki powietrza. Widziałam w jego oczach niewyobrażalną wściekłość, brązowe tęczówki, zamieniły się w czarne.
- Oczywiście, że nie.- wysapałam, ledwo słyszalnym głosem.
- Damon, to pies na baby.- wysyczał przez zęby.- Ze mnie, nie uda ci się zrobić idioty.- mówiąc to, uniósł mnie do góry i jeszcze mocniej ścisnął moją szyję. Słyszałam kapiące kropelki krwi, które spadały na mój dekolt. To była, moja krew.
- Nie…mogę…oddychać…- spojrzałam się na niego błagalnym wzrokiem. Widziałam, jak jego złość powoli ustępowała i rozluźnił uścisk.
- Czego chciał?- warknął, tym samym puszczając mnie. Rozmasowałam, obolałą szyję i łapczywie, łapałam powietrze.
- Przyszedł do ciebie.- odparłam.- Nie rozmawiałam z nim.
- Kłamiesz!- krzyknął.- Inaczej, byś mnie nim nie straszyła. Powiedz prawdę!- uderzył z całej siły w ścianę. Podskoczyłam ze strachu i uważnie przyglądałam się jego twarzy, która aż kipiała ze złości.
- Nie straszę, ja tylko…- jąkałam się i nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.- Po prostu, on wyglądał…groźnie i dlatego myślałam, że…
- Dobra, nie kończ.- skwitował.- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy. Idź do pokoju i nie waż się z niego wychodzić!- dodał na odchodne.
Trzasnął drzwiami, wychodząc z domu. Co ja narobiłam? Dlaczego mu powiedziałam o Damonie? Co, jeśli on naprawdę chciał mi pomóc, a ja go wydałam? Czy teraz, będzie chciał się na mnie mścić?- biłam się z myślami. Zsunęłam się, bezsilna po ścianie i się rozpłakałam. Znowu. Coraz częściej, okazywałam słabość i nie mogłam nic na to poradzić.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz