- Widzę, że podoba ci
się sukienka, którą dla ciebie kupiłem.- powiedział, przekręcając głowę i lustrując mnie z góry
na dół. Zatrzymał wzrok na moim odsłoniętym biuście i pupie, która była bardzo
opięta.
- Tak pewnie, jest
idealna.- odparłam i zdobyłam się na blady uśmiech.
Obiecałam sobie, że nie
będę go prowokować, dlatego ją ubrałam i udawałam, że mi się podoba. Prawda
była taka, że wyglądałam jak ladacznica! Czerwona sukienka, ledwo zasłaniająca
mój tyłek, z głębokim dekoltem i strasznie obcisła. Do tego miałam ubrane
długie czarne kozaki na wysokiej szpilce i krótką skórzaną kurtkę. Włosy
rozpuściłam i lekko polokowałam. Zrobiłam sobie też mocniejszy makijaż, mocno
wytuszowałam rzęsy i pomalowałam usta na czerwono. To nie był mój styl i czułam
się nieswojo. Ale musiałam robić dobrą minę do złej gry. Dam radę!- powtarzałam
sobie za każdym razem i tylko dzięki temu jakoś jeszcze przetrwałam.
- Panie, przodem.- rzekł
zmysłowym głosem, po czym przytrzymał mi drzwi, kiedy wchodziłam do zadymionego
lokalu. Czułam na sobie wzrok prawie wszystkich śliniących się na mój widok
mężczyzn. W tej chwili, miałam ochotę uciec stąd jak najdalej i nigdy nie
wracać. Ale uniosłam dumnie podbródek i ruszyłam pewnym krokiem w stronę
najbliższego wolnego stolika. Nagle, Kol mnie złapał za ramię i szepnął na
ucho.
- Maleńka, tam będzie
przyjemniej.- wskazał ręką na stolik w kącie.- Stamtąd będziemy mieć lepszy
widok na wszystkich. Dziś, sama wybierasz swój posiłek. Pewnie umierasz z
głodu.
- Ok, jak sobie
życzysz.- rzekłam, czując jak żołądek podchodzi mi do gardła z nerwów. Usiadłam
na krześle i nerwowo pocierałam rękoma o uda.
- Wszystko będzie
dobrze.- zapewniał mnie.- Spokojnie, nie zabijesz nikogo. Nie jesteś jeszcze
gotowa. Ale musisz sama się nauczyć żywić. Nie będę ci wiecznie przynosił
posiłku.
- A nie ma innego
sposobu na przetrwanie?- spytałam z nadzieją.
- Wolisz krzywdzić
słodkie i bezbronne zwierzątka.- zakpił.- Czy może pić zimną krew z torebki?
Powiem tylko, że jedna i druga jest ohydna.
- Boję się.- wypaliłam.-
A co, jeśli się nie powstrzymam?
- Jeden trup w tą, jeden
trup w tamtą, co za różnica.- stwierdził.- Kogo to obchodzi?- wzruszył
beznamiętnie ramionami i puścił do mnie oczko.
- Mnie obchodzi.-
syknęłam.- Nie chcę stać się mordercą. Nie chcę zabijać.
- Każdy wampir w ciągu
swojej całej egzystencji, zabił przynajmniej raz.- odparł i dodał.- Pójdę po
coś do picia. Co ci przynieść?- spytał.
- Wodę.- szepnęłam.
- Ty, chyba sobie
żartujesz.- zakpił.- Jesteśmy w barze, a ty zamawiasz wodę? Może, jeśli ci
powiem, że dzięki alkoholowi nie odczuwamy tak bardzo głodu, zmienisz zdanie.
Więc jak, co chcesz?- spytał, posyłając mi uśmiech.
- Obojętnie.-
powiedziałam.- Wypiję to samo, co ty.
Uśmiechnął się jeszcze
chytrze i poszedł. A ja zostałam sama z własnymi myślami. Bałam się, cholernie
się bałam. Nie chciałam krzywdzić ludzi. Ale ten straszny głód, nie dawał mi
spokoju. Do tego, w tym pomieszczeniu był przepych i czułam wyraźnie setki
pulsujących tętnic, w które miałam ochotę zatopić swoje kły. Czy już zawsze
będę myślała tylko o krwi? Czy tylko ona będzie dla mnie najważniejsza? Nie
chciałam tak żyć.
- Proszę bardzo.-
powiedział zmysłowym głosem, po czym postawił przede mną szklankę ze złocistym
płynem.
- Co to jest?- spytałam,
gdyż z napoi procentowych znałam tylko piwo, wino i wódkę. A to wyglądało na
jakiś mocny trunek.
- Szkocka.- odparł.-
Jest trochę mocna, ale smakuje wyśmienicie i koi pragnienie.
- To na zdrowie.-
powiedziałam i się uśmiechnęłam. Wzięłam mały łyk alkoholu i zaczęłam się lekko
krztusić.
- Ostrzegałem.-
stwierdził.
- Wiem.- szepnęłam.-
Często tu przychodzisz?- spytałam.
- To zależy.- posłał mi
uśmiech.- Sam nie lubię tu przychodzić, a z byle kim też się tu nie pokazuje.
- Z byle kim? Czy to
znaczy, że ja coś dla ciebie znaczę?- pomyślałam, że nie zaszkodzi, jak z nim
trochę poflirtuje.
- Nie.- uciął.- Nikt dla
mnie nie jest ważny, nikt mnie nie obchodzi. Jakbym chciał, to mógłbym cię
zabić w każdej chwili, bez mrugnięcia okiem.
- To dlaczego jeszcze
tego nie zrobiłeś?- spytałam, uważnie mu się przyglądając.
- Zadajesz za dużo
pytań.- burknął i wypił zawartość szklanki jednym haustem.
- Skoro mamy ze sobą
spędzić całą wieczność, to wypadałoby się lepiej poznać. Nie sądzisz?-
odparłam, nawijając na palec lok.
- Zawsze możemy się
poznać w bardziej przyjemniejszy sposób.- wycharczał i dotknął ręką, moje
kolano.
- Na wszystko znajdziemy
czas.- strząsnęłam jego rękę, po czym dodałam.- Może, opowiesz mi coś o sobie?
- Nie lubię mówić o
sobie.- burknął.- Po co ta cała szopka?
- Jaka szopka?- spytałam
zdziwiona.- Chciałam tylko normalnie porozmawiać.- spuściłam głowę na dół i
nerwowo ścisnęłam szklankę w dłoniach.
- Jeśli, użyjesz więcej
siły, to pęknie na milion małych kawałków.- stwierdził, uśmiechając się
chytrze.
- Przecież to
niemożliwe, nie mam tyle siły.- zaczęłam się śmiać.
- Kochanie, jesteś
wampirem.- odparł, po czym złapał mnie za rękę i głaskał ją delikatnie.- Masz
więcej siły, niż możesz sobie to wyobrazić w swojej małej główce.
- Miałeś mnie nauczyć
tych wszystkich trików. A zamiast tego, ciągle gdzieś wychodzisz i zostawiasz
mnie samą w pokoju.- naburmuszyłam się i wyrwałam swoją dłoń z jego.
- Przecież wyszliśmy w
celu pożywiania się na innych.- rzekł.- Reszta przyjdzie w swoim czasie.
- Ale jak mam to niby
zrobić?- spytałam, łamiącym się głosem.- Tak po prostu podejść i wgryźć się w
czyjąś szyję?- szepnęłam.
- No skoro, preferujesz
brutalny sposób, to proszę bardzo.- posłał mi uśmiech.- Chętnie popatrzę, jak
ci to wyjdzie.- podrapał się po brodzie.
- Ja mówię poważnie!-
powiedziałam podniesionym głosem.- A ty się ze mnie ciągle naśmiewasz. Mam już
tego dosyć.- wstałam od stolika. Jednak, niedane mi było odejść, bo złapał mnie
mocno za rękę i pociągnął w swoją stronę. W efekcie czego, wylądowałam na jego
kolanach.
- Dokąd chciałaś pójść?-
szepnął mi do ucha, trzymając mnie mocno w talii jedną ręką, a drugą masował
odsłonięte udo.
- Przewietrzyć się,
pozbierać myśli.- mówiłam, nerwowo.- Mógłbyś mnie puścić. Czuję się niezręcznie.-
szepnęłam, speszona.
- Drżysz.- stwierdził.-
Boisz się, czy jesteś podniecona?- uniósł brwi do góry.
- Jesteś bezczelny.-
skwitowałam i używając całej swojej siły, wyrwałam się z jego objęć. Poprawiłam
krótką sukienkę i pobiegłam w stronę wyjścia. Przeciskałam się przez tłumy
ludzi, nie zważając na to, co mówili i z jakim zafascynowaniem mi się
przyglądali. Kiedy znalazłam się na zewnątrz, zostałam brutalnie przywarta do
ściany. Twarz, niemiłosiernie wbijała mi się w zimny mur. Przygniótł mnie całym
swoim ciałem i wycharczał do ucha.
- Nigdy więcej tego nie
rób.- wsunął rękę pod moją sukienkę i pieścił nią moje udo.- Jesteś bardzo, ale
to bardzo nieposłuszną i niegrzeczną dziewczynką.- mówiąc to, wodził swoją
dłoń, coraz wyżej.
- Proszę, zostaw mnie.-
odparłam błagalnym tonem.- Obiecuję, że już nie będę ci się stawiać. Tylko nie
rób mi krzywdy.- mówiłam, czując wzbierające się łzy do moich oczu.
- Gdyby nie to, że
miałaś się pożywić, nie odpuściłbym tak szybko.- stwierdził, po czym odwrócił
mnie w swoją stronę i pogłaskał po policzku.- Tylko głupcy płaczą.- powiedział
z jadem w głosie.- A ty, nie jesteś głupia, więc przestań się mazać i słuchaj
uważnie. Masz podejść do jakiegoś faceta, trochę z nim poflirtować, po czym
zaciągnąć w ciemny zaułek i zahipnotyzować. Żeby to zrobić, musisz spojrzeć mu
w oczy i uwierzyć w to co mówisz, inaczej nie zadziała. Nadążasz?
- Tak.- pokiwałam
twierdząco głową.
- Kiedy powtórzy, co
powiedziałaś. Możesz bez żadnych zastrzeżeń, wbić się w jego szyje.-
wytłumaczył.
- A skąd mam wiedzieć,
kiedy przestać?- spytałam, ocierając łzy, kapiące z mojego policzka.
- Musisz znaleźć w sobie
wolną wolę. Nie martw się, jak obiecałem, dziś nie pozwolę ci nikogo zabić,
więc nie masz się czym przejmować.- odparł, wskazując wysokiego blondyna, który
wychodził z budynku. Był pijany, bo lekko chwiał się na nogach.
- Mówiłeś, że mogę sobie
sama wybrać.- szepnęłam.
- Nie marudź.- warknął.-
On jest wstawiony, więc masz ułatwione zadanie. Nawet nie musisz się wysilać,
tym bardziej, że masz wyzywający strój na sobie.- zmierzył mnie wzrokiem, z
uśmiechem.- No, idź.- ponaglał i lekko popchnął mnie w stronę chłopaka.
Stawiałam, powolne kroki
i lekko się chwiałam na niebotycznie wysokich szpilkach. Kiedy byłam coraz
bliżej niego, zaczęłam kołysać biodrami i rzucać w jego stronę zalotne
spojrzenia. W podrywaniu facetów, byłam najlepsza. Przeszłam obok niego,
ocierając się ramieniem, o jego ramię.
- Ups.- wymsknęło mi
się.- Przepraszam, to przez te buty. Niepotrzebnie je ubrałam.- udawałam
zmartwioną.
- Nic się nie stało.-
wydukał, speszony.- Możesz się na mnie wesprzeć.- zaproponował, patrząc na mój
dekolt.
- Hej, ale twarz mam
troszkę wyżej.- odparłam, zadziornie.
- Ja…nie..- zmieszał się
i nie wiedział jak się wytłumaczyć.
- Spokojnie, to nic takiego.-
złapałam go za podbródek i spojrzałam w jego oczy.- Podobam ci się, a to nic
złego.- przeczesałam jego włosy, które były lepkie od potu.
- A ja tobie?- spytał i
złapał mnie w talii, zjeżdżając ręką na moją pupę. Zatrzymałam ją i pogroziłam
palcem.
- Zachowuj się, bo
jeszcze ktoś pomyśli, że jestem łatwa.
- Nie, nie jesteś.-
zaprzeczył.- Jesteś piękna i…
- Cii.- położyłam palec
na jego ustach i pociągnęłam go za kołnierz.- Chodź ze mną.
- Gdzie, tylko
zechcesz.- odparł, uradowany i ruszył za mną w ciemny zaułek. Poszło łatwiej
niż myślałam, ale najgorsze dopiero było przede mną. Objęłam jego twarz i
spojrzałam w oczy, tak jak powiedział mi Kol. Blondyn, miał jednak inne plany,
przybliżył twarz do mojej i pocałował mnie delikatnie. Odepchnęłam go lekko i
powiedziałam bardzo poważnie, patrząc w jego oczy.
- Nie bój się i nie
krzycz. To nie będzie bolało.
- Nie boję się i nie
będę krzyczał. To nie będzie bolało.- powtórzył, posłusznie za mną.
Przybliżyłam twarz do
jego szyi. Czułam swędzące dziąsła i wystające kły. Słyszałam pulsującą krew w
jego żyłach, która przyprawiała mnie o zawroty głowy. Nie sądziłam, że byłam
taka głodna, żołądek mnie ssał i dłużej już nie mogłam wytrzymać. Wbiłam się
delikatnie w jego szyję, wypełniając moje ciało, cudownym i kojącym smakiem
jego krwi. Nie wiedziałam, jak długo ją piłam, dopóki nie poczułam
odpychających mnie od niego silnych rąk. Ze złości rzuciłam się na napastnika.
- Spokojnie.- odparł
Kol.- Wystarczy, jeśli wypijesz z niego choć kilka kropel więcej krwi, to go zabijesz.-
jego słowa, mnie otrzeźwiły, momentalnie moja twarz przybrała normalny wyraz.
- Co robisz?- spytałam,
widząc jak przegryza swój nadgarstek.
- Ratuje go.- oznajmił.-
Dotrzymuje słowa i nikt dziś z twoich rąk nie zginie.
- Dziękuję.- odparłam,
po czym wytarłam krew spływającą po moim podbródku.
- Chodźmy do domu.-
rzekł, gdy wlał w niego swoją krew i wstał.
Wziął mnie pod rękę i
poszliśmy w kierunku jego samochodu.
*****
-Ile minęło czasu?-
wypaliłam nagle, po długiej przerwie ciszy, jaka panowała w samochodzie.
- Od czego?- spytał
zaskoczony, wjeżdżając na swoją posesję.
- No wiesz, od kiedy
mnie przetrzymujesz.- szepnęłam.
- Dokładnie pięć dni, a
co?- odgarnął włosy, które zakrywały moją twarz i spojrzał się na mnie z
zainteresowaniem.
- Jednak byłam
nieprzytomna przez dwa dni.- stwierdziłam ze zdziwieniem.- Wszyscy, którzy
przemianę, tak mają?
- Przeważnie tak, choć
niektórzy budzą się szybciej.- odparł, spokojnym głosem.- Już myślałem, że się
w ogóle nie ockniesz.- pogłaskał mnie po policzku. Zobaczyłam w jego
oczach…strach? Bał się, że wtedy umarłam? Że moja przemiana nie poszła
pomyślnie? Choć, teoretycznie i tak byłam martwa. W tym momencie, zdałam sobie
sprawę, że mu naprawdę na mnie zależało, ale umiał to umiejętnie ukrywać.
- Będę mogła częściej
wychodzić na zewnątrz?- spytałam z nadzieją.
- Zobaczymy.- uciął, po
czym wysiadł z samochodu. W ciągu sekundy, znalazł się po drugiej stronie i
otworzył mi drzwi.- Wysiadaj.
- Widziałeś może mój
telefon komórkowy?- złapałam go pod ramię, które mi podał.
- A po co, ci on?-
warknął.
- Moja mama…ona się
pewnie o mnie martwi.- szepnęłam.- Nigdy nie znikałam na tak długo i zawsze się
odzywałam. To znaczy, ona do mnie dzwoniła, żeby sprawdzić, czy żyję i nic mi
nie jest.- spuściłam na dół głowę.
- To mamy problem z
głowy, bo teraz już dla niej nie żyjesz.- rzekł.- Wejdź do środka i nie patrz
się na mnie takim wzrokiem.
- A może, mam ci za to
podziękować?- zakpiłam.- Zniszczyłeś mi życie, ty łajdaku! Ja tego nie
chciałam!- krzyknęłam na jednym wydechu.
- Wejdziesz sama, czy
mam cię zmusić?- warknął.
- Chcę tylko zobaczyć
się z mamą, albo chociaż usłyszeć jej głos.- powiedziałam.- Czy to, tak wiele?
- Przestań
histeryzować.- złapał mnie mocno za ramię i mimo moich protestów, wepchnął do
środka.- Jeśli to cię uspokoi, to zaraz po tym, jak cię przemieniłem,
pojechałem do niej i ją zahipnotyzowałem.
- Co takiego?! Jak
śmiałeś! Co jej zrobiłeś?- krzyczałam rozzłoszczona, uderzając pięściami w jego
klatkę piersiową. Wyładowałam na nim, całą moją frustrację i wściekłość.
- Uspokój się.-
zatrzymał moje pięści, przed kolejnym uderzeniem i powiedział spokojnym
głosem.- Nic jej nie zrobiłem. Wmówiłem jej tylko, że zaginęłaś i żeby cię nie
szukała. Tak będzie lepiej, kwiatuszku.- pogłaskał mnie po policzku.- Tu, nas
nikt nie znajdzie.
- Nie miałeś prawa!-
burknęłam.
- Ależ owszem, że
miałem.- uśmiechnął się.- Zrobię z tobą to, na co tylko będę miał ochotę i nikt
mi w tym nie przeszkodzi.
- Nawet Damon?-
palnęłam, zanim pomyślałam.
- Skąd go znasz?-
spytał, zupełnie zbity z pantałyku.
- Był tu.- szepnęłam.-
Myślałam, że wiedziałeś o tym.
- Spałaś z nim.-
stwierdził, z wściekłością.
- Co?- spytałam,
przestraszona.
- Przyznaj się, suko!-
warknął, po czym złapał mnie za gardło i zaczął je mocno ściskać. Czułam jego
wbijające się palce. Energicznie łapałam, resztki powietrza. Widziałam w jego
oczach niewyobrażalną wściekłość, brązowe tęczówki, zamieniły się w czarne.
- Oczywiście, że nie.-
wysapałam, ledwo słyszalnym głosem.
- Damon, to pies na
baby.- wysyczał przez zęby.- Ze mnie, nie uda ci się zrobić idioty.- mówiąc to,
uniósł mnie do góry i jeszcze mocniej ścisnął moją szyję. Słyszałam kapiące
kropelki krwi, które spadały na mój dekolt. To była, moja krew.
- Nie…mogę…oddychać…-
spojrzałam się na niego błagalnym wzrokiem. Widziałam, jak jego złość powoli
ustępowała i rozluźnił uścisk.
- Czego chciał?-
warknął, tym samym puszczając mnie. Rozmasowałam, obolałą szyję i łapczywie,
łapałam powietrze.
- Przyszedł do ciebie.-
odparłam.- Nie rozmawiałam z nim.
- Kłamiesz!- krzyknął.-
Inaczej, byś mnie nim nie straszyła. Powiedz prawdę!- uderzył z całej siły w
ścianę. Podskoczyłam ze strachu i uważnie przyglądałam się jego twarzy, która
aż kipiała ze złości.
- Nie straszę, ja
tylko…- jąkałam się i nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.- Po prostu, on
wyglądał…groźnie i dlatego myślałam, że…
- Dobra, nie kończ.-
skwitował.- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy. Idź do pokoju i nie waż się z niego
wychodzić!- dodał na odchodne.
Trzasnął drzwiami,
wychodząc z domu. Co ja narobiłam? Dlaczego mu powiedziałam o Damonie? Co,
jeśli on naprawdę chciał mi pomóc, a ja go wydałam? Czy teraz, będzie chciał
się na mnie mścić?- biłam się z myślami. Zsunęłam się, bezsilna po ścianie i
się rozpłakałam. Znowu. Coraz częściej, okazywałam słabość i nie mogłam nic na to
poradzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz